„Utrzymanie wywalcza się atakiem, mistrzostwa defensywą” – to znane hasło ma w sobie sporo prawdy. Patrząc na grę Stali na przestrzeni poprzednich sezonów, można by uznać, że plan na uniknięcie degradacji jak zwykle zakładał rosłego napastnika, który powalczyłby o dalekie piłki, przytrzymał i przeniósł ciężar gry oraz przede wszystkim był dostarczycielem bramek. Saïd Hamulić, Fabian Piasecki czy Michał Żyro, to nazwiska które na długo zapisały się w pamięci mielczan. Byłoby to jednak dość mocne uproszczenie, dlatego zapraszam na moje szersze spojrzenie na ofensywę Biało-Niebieskich.

Transfer Ilji Szkurina wydawał się wpasowywać idealnie w ramy opisane we wstępie – prawie 190cm wzrostu, dobrze zbudowany – wprost idealny by wejść w buty wyżej wymienionych piłkarzy. Czy Białorusin wywiązał się z tych oczekiwań? Pomijając bramkę z Cracovią, do pewnego momentu Shkurin wydawał się niepewny i mało agresywny w walce o piłkę, co uzasadniać można niedawno przebytą kontuzją (złamany nos w sparingu z Siarką Tarnobrzeg) i grą w masce. Kluczowym momentem było spotkanie z Ruchem Chorzów, gdzie dobił on strzał Domańskiego i wpisał się na listę strzelców. Od tamtej pory w 3 meczach zanotował 2 gole i 2 asysty, a do tego zanotował trafienie w sparingu z Bruk-Betem Termalicą, a to budzi optymizm przed kolejnymi spotkaniami.

Wspomniany Maciej Domański jest piłkarzem, który zasługuje na ogromne wyróżnienie i uznanie na początku tej rundy. Dobre liczby Shkurina są z nim ściśle powiązane – przy bramkach Ilji na ogół ostatnie podanie zalicza Doman i vice versa. Obserwując gole z Lechem Poznań, Zagłębiem Lubin czy Cracovią widać więź między tymi zawodnikami, która – co najważniejsze – przekłada się na konkrety ofensywne. Pomocnik Stali zanotował 3 gole i 4 asysty w dotychczasowych dziewięciu spotkaniach – jest to najlepszy wynik w drużynie. Trudno jednak nie pamiętać, że Doman miał również bardzo dobry początek zeszłego sezonu, a potem obniżył loty. Oby tym razem dobra forma została przy nim na dłużej.

W zeszłym sezonie podczas rundy jesiennej trener Majewski zdecydował się na jakiś czas na wystawienie dwóch napastników i zmianę systemu gry z 3-4-2-1 na 3-5-2, wystawiając zarówno Saïda Hamulicia, jak i Mikołaja Lebedyńskiego. Pomysł potem został zarzucony, aczkolwiek miał wielu entuzjastów, więc na usta ciśnie się pytanie: czy coś podobnego można by sprawdzić teraz, wpuszczając Kaia Meriluoto razem z Ilją Shkurinem, zamiast robić z niego zmiennika Białorusina? Na taką właśnie koncepcję Kamil Kiereś zdecydował się w 71’ meczu z Lechem Poznań, i choć nie przyniosło to skutku w postaci gola, to może zwiastować, że jest to jedna z opcji dla trenera. Fin po przeciętnym początku wpisał się niedawno na listę strzelców w meczu z Zagłębiem Lubin oraz w pucharowym starciu z Odrą Opole, co miejmy nadzieję, zwiastuje poprawę formy.

Mówiąc o ofensywnych piłkarzach, należy poświęcić uwagę także Kokiemu Hinokio. Jest to bardzo dobry zawodnik, ale na ten moment zbyt wiele zależy w jego grze od dnia – miewa świetne mecze, jak ze Śląskiem Wrocław, a później potrafi zniknąć, co przekłada się na grę zespołu. Jeżeli Hinokio dopracuje regularność, to również ma potencjał na bycie kluczowym elementem ofensywy Biało-Niebieskich (póki co 2 gole oraz 1 asysta). Tego samego nie można jednak raczej powiedzieć o Łukaszu Wolsztyńskim który zwyczajnie na ten moment nie dorasta do poziomu Ekstraklasy, i po uzbieranych 40’ po dwóch wejściach z ławki prawdopodobnie szybko się z niej nie podniesie. Jedyny promyk optymizmu dla byłego gracza Górnika Zabrze to gol w sparingu z Bruk-Betem Termalicą.

Łyżką dziegciu w beczce miodu, i to sporą, są stałe fragmenty gry w wykonaniu mielczan. W sezonie 2022/23 w Ekstraklasie prawie połowa bramek (17/36) została zdobyta w taki właśnie sposób, ale w obecnym padł tak tylko 1 z 13 goli, jakie na swym koncie mają piłkarze Stali. Dodać należy do tego jeszcze niewykorzystany rzut karny Piotra Wlazły, będącego w 2023r. cieniem samego siebie z wcześniejszych lat, pod tym względem zaczyna to wyglądać dramatycznie. Swojego potencjału ofensywnego nie pokazał jeszcze w pełni Michał Trąbka, z którym wiązane są spore oczekiwania, a tym bardziej Krzysztof Wołkowicz czy Matthew Guillaumier, którzy z kolei ewidentnie przegrywają rywalizację o pierwszy skład. 

Co wynika zatem z tej analizy? Atak Stali jest dużo bardziej złożony niż „daleka piłka na Shkurina” i zależy w dużej mierze od dyspozycji ofensywnych pomocników, jak Domański czy Hinokio. Strzelanie goli jest podzielone między piłkarzy, żaden z nich nie ma ich więcej niż 3, co może zarówno cieszyć (brak uzależnienia od jednego gracza), jak i niepokoić (brak klasycznego goleadora). Ostatnio Shkurin i Meriluoto są w coraz lepszej formie, więc jeżeli nadal utrzyma ją Domański, to powinno zaowocować w kolejne bramki i zwycięstwa. Do poprawy są niewątpliwie stałe fragmenty gry i skuteczne wykańczanie ich.

Tomasz Martyński