Czas na analizę formacji pomocników i jednego napastnika w której znajdą się zarówno pozytywne, jak i negatywne oceny tych zawodników. Myślę, że większość z Was zgodzi się z moimi opiniami, choć oczywiście rozumiem, że zdania mogą być podzielone – w końcu, jak to mówią, gdzie dwóch Polaków, tam trzy opinie. Bez zbędnego przedłużania, zaczynamy drugą część ocen!
Pomocnicy:
Kiedy Bartosz Pioterczak otrzymał propozycję przejścia do FK Železiarne Podbrezová za 200.000 EURO, pukałem się w głowę, bo uważałem, że jest wart więcej. Jednak ostatnie miesiące zweryfikowały zarówno kibiców, jak i samego piłkarza. Młoda nadzieja Stali była jedną z najsłabszych ogniw przy Hutniczej, a kiedy pojawiał się na boisku, kibice zastanawiali się co trener w nim widzi. Z pewnością przed Bartoszem jeszcze sporo pracy i zrozumienie, że samym talentem, bez ciężkiej pracy, niewiele osiągnie. Gdyby spojrzeć na to z perspektywy, że byłby u nas na wypożyczeniu, to na wiosnę najprawdopodobniej już by go w Stalowej Woli nie było.
Czas na przedstawienie zawodnika, który dołączył do nas latem – Marcel Ruszel. Trener wypowiadał się o nim w samych superlatywach, a nawet przyznał, że był zaskoczony, iż zawodnik wybrał Stalową Wolę. W swoim debiutanckim meczu przeciwko „Słoniom”, rozegranym wówczas w eksperymentalnym składzie, nie ustrzegł się błędów. Jednak z każdym kolejnym spotkaniem budował pewność siebie, co zaowocowało solidną grą. Ruszel wywalczył miejsce w podstawowym składzie, zastępując Łukasza Soszyńskiego, który był jednym z filarów drużyny przez blisko dwa sezony. Mimo młodego wieku, letni nabytek szybko zaadaptował się do realiów ligi. Nie bez powodu ma na swoim koncie 58 występów w Primavera 1, w juniorskim zespole Torino. Jeśli Zielono-Czarni spadną z ligi, Marcel Ruszel z pewnością stanie się łakomym kąskiem dla mocniejszych klubów.
Skoro już wspomniałem o Łukaszu Soszyńskim, warto poświęcić mu kilka słów. Można powiedzieć, że to zawodnik od „czarnej roboty”, często niedostrzegany przez przeciętnego kibica, ale niezwykle istotny dla drużyny. Był kluczowym graczem w przerywaniu ofensywnych akcji rywali. Gdybym miał porównać Łukasza do innego zawodnika, na myśl przychodzi Sven Bender, który kiedyś występował w Borussii Dortmund – oczywiście z zachowaniem odpowiednich proporcji. Niestety, rundę jesienną w wykonaniu naszego defensywnego pomocnika trzeba ocenić jako słabą. Liczne błędy oraz gra „na alibi” sprawiły, że nie przypominał już tego walecznego „przecinaka”, którym był w poprzednich latach. W konsekwencji trafił na listę transferową, co wydaje się decyzją nieprzypadkową.
Wybrany przez kibiców na odkrycie Michał Mydlarz to niezwykle zastanawiająca postać. W II lidze nie odgrywał on znaczącej roli w zespole i wydawało się, że już latem pożegna się po rocznej przygodzie z klubem. Stało się inaczej i dostał szansę na grę na zapleczu Ekstraklasy. Powiedzieć, że co najmniej ją wykorzystał, to nie powiedzieć nic. Takim meczem przełomowych był dla niego pojedynek w pucharze przeciwko Arce Gdynia, gdzie dryblował i robił co chciał z wydawałoby się z lepszymi przeciwnikami, a później już tylko było lepiej. Niepotrzebna czerwona kartka w ligowych pojedynku z gdynianami, to tylko niewielki minus przy plusach jakie można mu przypisać w tej rundzie. Chciałoby się powiedzieć jak kiedyś z Piotrkiem Zielińskim, że wstał po prostu pewnego dnia na odpowiednią nogę i daje od siebie to czego od niego wszyscy oczekiwali.
Wielu kibiców miało spore oczekiwania wobec Krystiana Lelka, jednak na ten moment pozostały one niespełnione. Lelek przychodził do Stalowej Woli z opinią wyróżniającego się zawodnika, zarówno w Hutniku Kraków, jak i na poziomie II Ligi. Chociaż zdarzały mu się lepsze momenty, to niestety przeważały te słabsze. W Krakowie potrzebował czasu, aby w pełni pokazać swój potencjał, ale w Stalowej Woli takiego kredytu zaufania prawdopodobnie nie otrzyma. Wydaje się, że nadchodząca runda wiosenna będzie dla niego decydująca – „o być albo nie być” w drużynie na kolejny sezon.
Cyprian Pchełka to zawodnik pochodzący z naszego regionu, który trafił do nas na wypożyczenie z Legii Warszawa. Według wielu obserwatorów wyróżniał się na treningach, jednak nie otrzymał wystarczającej ilości minut na boisku, aby w pełni zaprezentować swoje możliwości. Jak każdy młody zawodnik, popełnia błędy, co jest naturalne na tym etapie kariery. Niestety, w tej rundzie wydaje się, że Bartosz Pioterczak dostał zbyt wiele szans, podczas gdy Cyprian – zdecydowanie zbyt mało. Wypożyczenie naszego wychowanka zostało skrócone, a gra w rezerwach Legii na czwartym poziomie rozgrywkowym nie sprzyja dalszemu rozwojowi tak utalentowanego zawodnika. Wiosną może ponownie zostać wypożyczony, choć istnieje nadzieja, że trener Gonçalo Feio zdecyduje się włączyć go do kadry pierwszego zespołu. Na pewno warto uważnie śledzić rozwój tego młodego zawodnika, trzymając kciuki za jego dalszą karierę.
Jakub Svec to zawodnik, który przychodził do nas jako wielka niewiadoma. Rozmowy ze słowackimi kolegami na jego temat dawały jednak nadzieję, że nie będzie to gracz, który jedynie pobiera pensję. Po początkowych problemach zdrowotnych rozwinął skrzydła, podobnie jak Michał Mydlarz, w pucharowym meczu przeciwko Arce Gdynia. Zachwycił również efektownym trafieniem w meczu ze Stalą Rzeszów. Niestety, im dalej w sezon, tym jego forma była mniej stabilna. Jakubowi zdarzały się błędy w kluczowych momentach. Najwięcej krytyki spadło na niego po ligowym meczu z Arką Gdynia, gdzie w ciągu dziesięciu minut miał trzy dogodne sytuacje, ale w każdej z nich podejmował błędne decyzje. Na plus można zaliczyć jego umiejętność wygrywania pojedynków „jeden na jeden” oraz niezłomność – nie spuszcza głowy nawet po nieudanych akcjach. Na minus – brak skuteczności w wykorzystywaniu dogodnych okazji, o czym wspominali mi również moi słowaccy znajomi.
Kamil Wojtkowski jakbym miał użyć dwóch słów o nim, to powiedziałbym, że jest dużym dzieckiem. Wbrew pozorom ciągle spory talent i dla wielu szokiem było, kiedy przychodził do nas z Motoru Lublin, jednak na pewno nie byłoby go z nami, gdyby głowa “dojeżdżała” a z tym bywało niestety na bakier. Jak na początku sezonu był wyróżniającą się postacią to z czasem łapał głupie, niepotrzebne kartki za dyskusję z arbitrami co wykluczyło go z meczów, a nie da się ukryć jest to postać, która jednym dryblingiem czy podaniem potrafiła dawać szansę kolegom na strzelenie gola, a jego brak był bardzo zauważalny.
Jakub Górski, którego latem wykupiliśmy z Korony Kielce, był jednym z kluczowych zawodników wiosną, w drodze do awansu do 1 Ligi. Nikt nie odbierze mu zasługi w postaci dwóch bramek zdobytych w finałowym meczu play-offów. Niestety, jesienią coś się zacięło, a jego forma zaczęła wyraźnie regresować. Jakub stopniowo otrzymywał coraz mniej minut na boisku, a kiedy już się pojawiał, często trudno było mu odnaleźć się w grze. W konsekwencji podjęto decyzję o wpisaniu go na listę transferową, choć nie jest pewne, czy skończy się to transferem definitywnym. Gdyby to ode mnie zależało, rozważyłbym półroczne wypożyczenie, aby dać zawodnikowi szansę na odbudowanie formy i sprawdzić, co przyniesie czas.
Patryk Zaucha i Damian Urban zasługują na wspólny opis, ponieważ obaj nasi „wahadłowi”, którzy trafili do nas z Cracovii, rozegrali bardzo podobną rundę. Zarówno jeden, jak i drugi zaprezentowali się nierówno, “grając w kratkę”. Gdybym jednak miał wskazać jednego zawodnika wyżej w hierarchii, byłby to Damian Urban, którego brak na boisku był bardziej odczuwalny niż absencja Patryka Zauchy. Obu zawodnikom na ich pozycjach zdecydowanie przydałaby się większa rywalizacja, ponieważ nic nie wpływa na rozwój piłkarzy tak jak konkurencja, której w rundzie jesiennej po prostu brakowało.
Kończąc formację pomocników, warto wspomnieć o Adamie Imieli, przez wielu nazywanym „synem trenera”. Gdziekolwiek pojawiał się Ireneusz Pietrzykowski, Adam zwykle podążał jego śladem – lub, jak w naszym przypadku, było odwrotnie. Można powiedzieć, że tworzyli duet, który trudno sobie wyobrazić osobno. Niestety, dla naszego ofensywnie usposobionego pomocnika zaplecze Ekstraklasy wydaje się być zbyt wysokimi progami. Pomimo ambitnego charakteru, nie wszystko dało się nadrobić samą determinacją. W obecnym okienku transferowym musimy działać bez sentymentów i nie możemy trzymać zawodników jedynie za ich dotychczasowe osiągnięcia. Pewne jest jednak, że Adam nie powinien narzekać na brak ofert. Zejście o ligę niżej z pewnością pozwoli mu na regularną grę i dalszy rozwój i nie będzie żadną ujmą, bo czasami jest lepiej zrobić krok wstecz.
Jarosław Jurkiewicz
Fot. Własne
Dodaj komentarz