Stal Mielec zaczyna wreszcie punktować na poziomie zespołu, realnie aspirującego do kolejenego utrzymania w Ekstraklasie, wreszcie moi drodzy, chwilę musieliśmy na to czekać, jednak jak narazie zamiana Kamila Kieresia na Janusza Niedźwiedzia wychodzi klubowi Stali na dobre, a to bardzo cieszy! Co jeszcze cieszy po ostatnich spotkaniach? Jak one wogóle przebiegały? Nad czym ciągle należy pracować?  Zapraszam! 

Po meczu w Krakowie tekst się nie pojawił więc od omówienia tego spotkania zacznę. Stal wyszła dobrze nastawiona do tego spotkania mentalnie przede wszystkim, widzieliśmy szczególnie w pierwszej części kawał dobrej gry – w fazie budowania m.in – z którą Cracovia momentami sobie nie radziła. Nie była ona jednak bez sytuacji, swoje także miała. Świetnie czuł się na boisku tego dnia Matthew Guilaumier który dobry występ szczególnie w fazie budowania i napędzania akcji, okraszył bramką na 0:1 w pierwszej połowie, był to najlepszy występ Maltańczyka w Stali!

Druga część tego meczu przebiegła znacznie bardziej pod dyktando zespołu Dawida Kroczka, osobiście uważam, że piłkarze Stali za mało chcieli strzelić bramkę na 0:2 która najprawdopodobniej zabiła by ten mecz, najważniejsze było 15-20 pierwszych minut po wznowieniu gry, Stal ten okres przespała, a Cracovia w samej końcówce wreszcie dopieła swego i za sprawą rzutu karnego wyrównała wynik tej rywalizacji. Co do samej 11-nastki oczywiście wiele było kontrowersji, moje zdanie jest jednak takie, że gdyby nawet był to tak zwany „wał” (a chyba nie był) to w tej lidze jest ich popełnianych tak wiele, że nawet ciężko się już tym jakoś emocjonować, innymi słowy każda drużyna jest w tej lidze po prostu nagminie krzywdzona. Świetnie oddaje to mecz Stali z Lechią, w którym niestety ale gol zdobyty przez Piotrka Wlazło nie powinien być uznany z powodu faulu przed nim. Taka niestety ta liga już jest, raz daję, a raz zabiera. Resumując jednak wątek tego meczu, warto ten punkt zdobyty na terenie zespołu z czołówki ligi po prostu docenić, tego osobiście od ekipy Stali oczekuję, u siebie robić wszystko aby punktować za trzy, a na wyjazdach punktów nie tracić, taki remis z Cracovią to według mnie dobry i sprawiedliwy z przebiegu meczu wynik.

Gdybym miał wskazać jeden zespół z którym grać bardzo nie lubię, ze względu na przede wszystkim najnowszą historię ostatnich spotkań (kontrowersje, porażki oraz sromotne porażki), bez mrugnięcia okiem wskazał bym Lechię Gdańsk, no po prostu z tą ekipą grać nienawidzę. Dwa szczególnie mecze zostały mi do dziś w pamięci, był to słynny mecz w którym system VAR poprawiał system VAR (przegrany), oraz ten w którym Stal sytuacji stworzyła sobie bodajże z 30 i nie strzeliła z tego żadnej bramki, a Lechii wystarczył jeden zryw Łukasza Zwolińskiego, do tego starcia w sobotę podchodziłem jednak w miarę pozywytnie nastawiony, słusznie jak się później okazało. 

Pierwsza połowa w wykonaniu Biało – Niebieskich wyglądała nieźle pod względem wykreowanych sytuacji, dwa razy obitę obramowanie bramki, oraz jedna świetna sytuacja Ilyi Shkurina świadczyły o tym, że jakaś bramka w powietrzu dla Mielczan wisi, niestety jednak to Lechia lepiej w tej swojej jednej złotej sytuacji odnalazła się w polu karnym i swojego gola strzeliła po uderzeniu Dominika Piły, morale oczywiście najlepsze nie były, było jednak na czym budować optymizm przed drugą częścią, która okazała się być swego rodzaju koncertem w wykonaniu piłkarzy Janusza Niedźwiedzia – masa wykreowanych sytuacji, a co najważniejsze, dwie zdobyte bramki na końcu pozwoliły cieszyć się z 3 pkt, a to było w tym dniu najwiażniejsze. Nie jest tu jednak też tak, że nie ma za co zganić – Panie Krykun! Na pustą? Serio? – na poważnie, momentami w pierwszej połowie zbyt często dawaliśmy Lechii przejmować inicjatywę, dużo podejmowaliśmy także błędnych decyzji na połowie rywala, nad tymi zachowaniami trzeba pracować. Momentami angażując zbyt dużą liczbę graczy do ofensywy zapominaliśmy lepiej zabezpieczyć środkową strefę przed kontratakami, Karol Knap rozkręcał się bardzo powoli w tym meczu, dysproporcja także w kontekście sytuacji wykreowanych, a goli zdobytych jest duża, mecze dla spokoju wcześniej trzeba zamykać. Z drugiej jednak strony te emocje po golu w czasie doliczonym do 90 minuty… To swego rodzaju kwintesencja piłki nożnej! Brawa należą się tu trzem osobą na końcu, trenerowi Niedźwiedziowi za ten przysłowiowy nos trenerski z wpuszczeniem Łukasza Wolsztyńskiego w końcówce, samemu Łukaszowi za ten jeden „Magic Touch” oraz oczywiście Piotrowki Wlazło za bramke na 1:1. Szacun jednak także dla całego zespołu za 3 pkt z tym moim znienawidzonym rywalem! 

O golu Piotrka wspomniałem, o sytuacji po pierwszym nieuznanym golu Lechii nie ma co pisać, błąd w komunikacji, tyle. Reasumując, cieszę się, że ta drużyna zaczeła wreszcie przede wszystkim wyglądać jak drużyna, która sama chcę decydować o swoim losie, gra na przodu i to z dużym zaangażowaniem. Teraz przerwa na kadrę, czas na dopracowanie pewnych elementów i jeszcze lepsze poznanie drużyny przez trenera, a potem natomiast mini maraton trzech meczy w siedem dni, pora na dobrę wydostać się z dolnych rejonów tabeli Panie i Panowie! 

Szymon Markulis

Fot. Wrzutka