Rubryka Stali Stalowa Wola #5

W Stalowej Woli można mówić o powolnej stabilizacji, a trener ma wreszcie możliwość w miarę spokojnego chodzenia po korytarzu na Hutniczym. Przed Zielono-Czarnymi w niedzielny wieczór spotkanie, które może powiedzieć wiele o tym jak dalsza część rundy będzie wyglądać.

Po jednym z najgorszych spotkań na pierwszoligowych boiskach w Tychach przeciwko GKS-owi, w tygodniu przyszedł mecz przeciwko Arce Gdynia. Żółto-Niebiescy wyszli na spotkanie z gospodarzami dość silnie obsadzoną jedenastką, Tomasz Grzegorczyk nie miał w planach oszczędzać swoich najlepszych zawodników. Stalowowolanie również nie wyszli na ten mecz rezerwowym składem, gdzie w początkowym zamyśle trenera tak to miało wyglądać. Doszło w tym widowisku do rzutów karnych, z których górą wyszli Arkowcy. Wiadomo, że odpadnięcie z pucharu zawsze boli zwłaszcza, gdy jesteś tak blisko awansu, po tym spotkaniu widać było jednak, że forma Stalówki rośnie. Nie wiem jak wówczas u innych, ale u mnie panował optymizm i twierdziłem, że jak nie teraz, to kiedy? W niedzielny wieczór podopieczni Ireneusza Pietrzykowskiego potwierdzili progresującą formę i pokonali pewnie Chorzowian 2:0

Po tygodniu, w sobotnie popołudnie do Stalowej Woli przyjechali młodzi, gniewni, nieobliczalni młodzi zawodnicy z Rzeszowa. Przyjazne derby zakończyły się remisem 2:2, czuć było podczas konferencji prasowej z ust trenera gospodarzy, że była w tym meczu szansa na coś więcej niż na jeden punkt z drużyną z górnej części tabeli. Zielono-Czarni stracili bowiem drugiego gola w momencie gdy wydawało się, że gracze z Hutniczej mają mecz pod kontrolą. W ostatnią niedzielę natomiast przedostatnia drużyna w ligowej tabeli pojechała do Łodzi, gdzie mierzyła się z pretendentem do awansu. Zarówno jedni jak i drudzy dobrze przeczytali swoje zamiary względem siebie i pomimo przewagi łodzian, ci nie zdołali przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę

Stal nie przegrała już piątego spotkania z rzędu (nie licząc porażki po karnych z Arką Gdynia). Co więc zmieniło się, że po prostu zaskoczyło? Przede wszystkim odstawienie na boczny tor sytych kotów w postaci kapitana Jakuba Kowalskiego i Łukasza Soszyńskiego. Pierwszy już po prostu nie dojeżdża, człowiek peselu po prostu nie oszuka. Drugi w końcu ma silną konkurencję w postaci Marcelego Ruszela. W końcu defensywa w postaci Bartłomieja Kukułowicza, Łukasza Furtaka oraz Jakuba Banacha nie popełnia już tak rażących błędów jak to było z początku, zwłaszcza na pochwały zasługuje Jakub Banach, który po otrzymaniu opaski kapitana jest na boisku dosłownie wszędzie. O Adamie Wilku nie wspominam, bo statystyki mówią same za siebie, jeśli jesteś jednym z najlepszych zawodników pod względem ocen, to na pewno nie bierze się to z przypadku. Idąc wyżej i patrząc na środkową formacje, to oprócz wspomnianego Marcela Ruszela należy wspomnieć o Michale Mydlarzu, który wydawało się, że jest już odstawiony na boczny tor, a tu nie da się ukryć spore zaskoczenie. Gdy usłyszano, że do Stalowej Woli przychodzi Słowak, to każdy miał gdzieś z tyłu głowy słabe wspomnienia z tymi którzy byli tu już kiedyś. Czytając jednak opinie o nim nadzieja gdzieś się tliła. Po dobrym spotkaniu pucharowym w sierpniu nasza słowacka nadzieja wypadła na pare tygodni ze względu na problemy zdrowotne. Po powrocie do gry jest jednym z pierwszych, bez którego kibice z Podkarpacia nie wyobrażają sobie wyjściowej jedenastki. Należy pochwalić także Joao Taveresa, który mimo ostatnich dwóch słabszych występów, wniósł odrobinę świeżości w poczynania ofensywne.

Jak wiadomo wszystko ma dwie strony medalu, więc należy również wspomnieć o tych, którzy zawodzą, w moim przekonaniu są to Bartosz Pioterczak, który jest obecnie cieniem samego siebie, może trzeba dać młodemu zawodnikowi odrobinę odpocząć? Drugim który rzuca się w oczy jest Kacper Chełmecki, który nie przypadkowo ostatnio łapie mniej minut niż mógłby się spodziewać. Momentami mam wrażenie, że wypożyczony zawodnik z Wisły Kraków zderzył się ze ścianą i nijak nie jest w stanie jej przebić.

W obwodzie są również zawodnicy tacy jak Krystian Lelek, Jakub Górski czy Dawid Łącki. Po byłym zawodniku Hutnika Kraków, który był wyróżniającą się postacią w poprzednim sezonie trzeba wziąść na wstrzymanie, gdyż kiedy przychodził do krakowskiej drużyny też od razu od strzała nie był to gracz wyróżniający się. Nasz bohater ubiegło sezonowych play-offów po gorszym okresie jak sam trener potwierdził powoli wraca na właściwie tory. Co do Dawida Łąckiego, to czeka go mecz ze swoją byłą drużyną i może wtedy w tym spotkaniu dostanie swoją szansę, bo każdą którą miał, to należycie wykorzystywał, więc niedzielny mecz będzie miał podwójne znaczenie.

Po słabszym okresie Stali chyba w końcu można powiedzieć, że wszystko zaczyna funkcjonować jak powinno, a niedzielny pojedynek z “Czarnymi Koszulami” przy zwycięstwie i korzystnych wynikach innych rywali może pozwolić podopiecznym Ireneusza Pietrzykowskiego na opuszczenie strefy spadkowej. Gdy poraz kolejny ktoś wpadnie na pomysł zwalniania człowieka orkiestrę z Jędrzejowa, to niech się wpierw sto razy zastanowi, bo jemu zawdzięczają miejsce, w którym się obecnie znajdują, a jest to zaplecze Ekstraklasy, której w Stalowej Woli nie było od czternastu lat.

Jarosław Jurkiewicz

Fot. Wrzutka