ŚLĄSK WROCŁAW

Już dziś wieczorem, w ramach zaległego spotkania 8. kolejki Ekstraklasy, Stal Mielec powalczy o ligowe punkty we Wrocławiu ze Śląskiem. Drużyna wicemistrza Polski źle weszła w sezon i zajmuje ostatnie miejsce z zaledwie 5 punktami – i nadal bez zwycięstwa. W związku z grą w eliminacjach LK rozegrała jednak o dwa spotkania mniej niż większość ekip, i te zaległe mecze są niewątpliwie okazją do przełamania. Zapraszam serdecznie na przedmeczową rozmowę z Adamem Mokrzyckim (@mokrzyk_) z redakcji Śląsknet (@Slasknet). Miłej lektury!

– Dzień dobry! Co dzieje się jesienią ze Śląskiem Wrocław? Z czego wynikają takie rezultaty?

– Przede wszystkim ucierpiał szkielet drużyny w postaci dwóch Hiszpanów – Erika Exposito i Matiasa Nahuela Leivy. W obecnym sezonie dobitnie widać, ile ci piłkarze dawali Śląskowi Wrocław nie tylko na boisku, ale i również, jak ważnymi jednostkami byli w szatni WKS-u. Tym bardziej widoczny jest ich wpływ na zespół, jeśli spojrzymy na to, że przecież większość graczy, która osiągnęła sukces w postaci wicemistrzostwa Polski, cały czas zasila szeregi klubu ze stolicy Dolnego Śląska. Żaden z zawodników, jedynie poza Petrem Schwarzem, który wciąż reprezentuje zielono-biało-czerwone barwy nie wziął na siebie odpowiedzialności, aby przejąć rolę lidera po wspomnianej dwójce Hiszpanów. Wszyscy poza Czechem diametralnie obniżyli loty w bieżących rozgrywkach.

– Czy według Ciebie Jacek Magiera powinien pozostać na stanowisku trenera Śląska?

–  Dla posady Jacka Magiery kluczowy będzie najbliższy maraton meczowy, kiedy jego podopieczni zmierzą się ze Stalą Mielec, Rakowem Częstochowa i Radomiakiem Radom. Tabela powoli się krystalizuje i za jakiś czas będzie wiadomo, które drużyny będą walczyły o najwyższe cele, a które broniły się przed spadkiem. Sam trener Magiera wielokrotnie wspominał w poprzednim sezonie, że dużo łatwiej jest zbierać punkty jesienią, więc wiosna w przypadku Śląska, który nie wydostanie się z odpowiednią nawiązką ze strefy spadkowej, może być bardzo trudna.

Jest to już drugi wielkiego rozmiaru kryzys Magiery w Śląsku i ponownie nie widać przesłanek, aby drużyna pod jego wodzą się z niego wydostała. Po wypowiedziach trenera widać, że sam zaczyna nie panować nad zaistniałą sytuacją. Powierzenie opaski kapitańskiej Peterowi Pokornemu jest zaprzeczeniem jego własnych słów, które wygłosił po porażce z Motorem Lublin 1:2. Gdy został zapytany na pomeczowej konferencji prasowej w Lublinie, czy jest zadowolony z Aleksa Petkowa jako kapitana Trójkolorowych i czy bierze pod uwagę powierzenie komuś innemu opaski kapitańskiej, oznajmił, że jest zadowolony z Bułgara i nie bierze pod uwagę takiej możliwości. Minęły ponad trzy tygodnie i kapitan został zmieniony.

Choć darzę Jacka Magierę ogromną sympatią i cieszę się, że mogłem poznać go osobiście, to jestem zdania, że pewnych rzeczy się nie przeskoczy i być może sufit został już osiągnięty w poprzednim sezonie. Jeśli w trzech najbliższych meczach nie będzie widać poprawy na boisku i przede wszystkim zespół nie zacznie punktować, to z bólem serca, ale przyznaję, że to chyba będzie czas na pożegnanie.

– Jak w takim razie określić cele Śląska na ten sezon? Bliżej mu w szerszej perspektywie do wicemistrza, czy drużyny, która dwukrotnie wcześniej zajęła 15. miejsce?

– Opiszę to brutalnie, ale z ostatniego sukcesu Śląska pozostały zgliszcza. Wszystko to, co zostało wypracowane, bardzo szybko zaprzepaszczono. Poprzedni sezon jest już przeszłością, którą należy przestać żyć. Sam Jacek Magiera bardzo często mówi w ten sposób o sukcesie z ubiegłej kampanii. Należy się skupić obecnie na brutalnej teraźniejszości i nie pozwolić na jeszcze gorszą przyszłość, bo widmo spadku do I ligi, po raz trzeci w trakcie czterech lat, bardzo realnie zagląda w oczy wrocławskich fanów.

W poprzednich rozgrywkach, pomimo zajmowania wysokiego miejsca, trener Wojskowych wielokrotnie powtarzał, że jego zespół skupia się tylko i wyłącznie na nadchodzącym wyzwaniu, czyli w tym przypadku pojedynku w Ekstraklasie. Taki teraz powinien być nadrzędny cel Śląska, mianowicie punktowanie za wszelką cenę w każdym kolejnym spotkaniu. Czy do zimy przyniesie to efekty w postaci miejsca w TOP 10, o którym wspominał prezes Śląska Patryk Załęczny w rozmowie z Dariuszem Wieczorkowskim w telewizji Echo24? Śmiem wątpić, ale być może pozwoli wygrzebać się ze strefy spadkowej.

– Czy są jakiekolwiek plusy tej prawie ⅓ sezonu? Którzy piłkarze wyróżnili się dotychczas w drużynie z Wrocławia?

–  Plusy można zliczyć na palcach jednej ręki, a właściwie na jednym palcu. Poza poprawą stałych fragmentów gry i stwarzania z nich wielkiego zagrożenia pod bramką rywali nie ma ich wcale. Jedyną postacią, do której nie można mieć pretensji w trwających rozgrywkach, jest Petr Schwarz, ale taki stan rzeczy nie może cieszyć, bo sam Czech nie udźwignie na swoich plecach ciężaru, który na nim obecnie spoczywa. Nie widać, aby któryś z piłkarzy fatygował się, żeby odciążyć w tym zadaniu doświadczonego pomocnika.

Cieszyć może jeszcze dyspozycja Tommaso Guercio, który brawurowo wszedł do wyjściowej jedenastki i spisuje się na miarę oczekiwań. Warto przypomnieć, że jest on zmuszony do grania na nie swojej pozycji, ponieważ najczęściej występuje na bokach obrony, a w przeszłości głównie grywał jako stoper. Tym bardziej pozytywnie zaskoczyła mnie jego fantazja i bezpardonowość, kiedy w trudnej sytuacji decyduje się na wejście w drybling, z którego często wychodzi zwycięsko. Jest również najlepszym strzelcem w drużynie, a to dużo mówi o dyspozycji ofensywnych graczy Trójkolorowych.

Być może trzeba podziękować Davidowi Baldzie za przespanie trzeciego okienka transferowego i nieściągnięcie do Wrocławia bocznego obrońcy, który mógłby być wartością dodaną. Takie wynalazki, jak Cameron Borthwick-Jackson i Mateusz Bartolewski nie mogą być uznawani za realne wzmocnienia. Pierwszy był w tragicznej dyspozycji fizycznej, a drugim nie interesował się żaden klub z Ekstraklasy, poza… wicemistrzem Polski. Kto wie, czy w innych okolicznościach Guercio dalej miałby okazję sprawdzić się w nowych dla siebie warunkach i aż tak wystrzeliłaby jego forma.

– Kogo z kolei kibice Śląska muszą mieć na oku, jeżeli chodzi o zawodników Stali?

– Oczywiście, w zespole z województwa podkarpackiego są zawodnicy, którzy indywidualnymi przebłyskami potrafią przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swojej drużyny, ale Stal jest przede wszystkim kolektywem i to jest największa siła podopiecznych Janusza Niedźwiedzia. Tym również mógł się pochwalić Śląsk w zeszłym sezonie, ale obecnie we Wrocławiu jest bardzo daleko do takiego stanu rzeczy.

– Bez wątpienia będzie to dla wrocławian dobry mecz, by powalczyć o przełamanie. Dla Stali, która dopiero łapie tlen po fatalnym początku, to również bardzo ważne spotkanie. Jakiego przebiegu gdy się spodziewasz?

– Każdy mecz jest dobry na przełamanie, szczególnie ten rozgrywany przed własną publicznością. Ciężko powiedzieć, czy w obecnej sytuacji rywal w postaci Stali, która w delegacji zdobyła zaledwie jeden punkt, będzie dla wrocławian zbawieniem, czy zmorą. Wszyscy dobrze wiedzą, że najcięższe mecze rozgrywa się z zespołami z dołu tabeli.

Na pewno będzie to typowe spotkanie o sześć punktów, bo zagrają ze sobą sąsiedzi w ligowej tabeli, ale to Śląsk ma obecnie większy nóż na gardle i to na nim będzie spoczywała większa presja zdobycia kompletu oczek. Spodziewam się zamkniętego spotkania, w którym żadna ze stron nie będzie chciała przedwcześnie podjąć ryzyka. Przede wszystkim wrocławianie muszą pokazać, że pragną się przełamać i wykazać się zimną krwią pod bramką rywali. W ich poprzednich potyczkach taka chęć nie była odczuwalna, szczególnie w tej ostatniej w Katowicach, kiedy podopieczni Rafała Góraka nie prezentowali się na miarę swoich możliwości i można było wyciągnąć z tego meczu więcej.

– Pokusisz się o wytypowanie wyniku?

– Typowanie wyników w Ekstraklasie jest, jak wróżenie z fusów i jedna wielka loteria, więc odpuszczę.

– Dzięki wielkie za całą naszą rozmowę. Powodzenia, niech wygra lepszy, cześć!

– Dzięki wielkie, cześć!

Tomasz Martyński

Fot. FKS Stal Mielec