WRZUTKA

—ZE SPORTEM NA TY—

Z trybuny rywala #21 – Lech Poznań

Choć ostatnimi dniami pogoda robi się wiosenna, to nad Stalą Mielec zbierają się jednak czarne chmury. Porażka z Koroną w „meczu o sześć punktów” była już czwartą (na sześć) w rundzie rewanżowej, a potencjalnego przełamania mielczanie muszą szukać na terenie niezwykle trudnym. W sobotni wieczór podopieczni Trenera Niedźwiedzia zagrają bowiem w Poznaniu z Lechem, liderem Ekstraklasy. Co słychać w drużynie „Kolejorza”? O tym porozmawiałem ze znanym na piłkarskim Twitterze (X) kibicem Lecha, Pako. Zapraszam serdecznie!

Tomasz Martyński - Co ciekawego wydarzyło się podczas zimy w Poznaniu?

Pako - Zima w Poznaniu była, o dziwo, bardzo ciekawa. Mówię "o dziwo", ponieważ Lech nie przyzwyczaił swoich kibiców do wielu ruchów transferowych właśnie w tym okresie. Co więcej, Kolejorz zachowywał się naprawdę nietypowo. Zacznijmy od tego, że do zespołu dołączył Gísli Thórdarson – młody, islandzki środkowy pomocnik, który ma za sobą znakomity okres w Víkingurze Reykjavík. Nie trzeba być wykwalifikowanym trenerem ani skautem, żeby dostrzec, że chłopak ma ogromny potencjał, jak na warunki naszej ligi. Do drużyny trafił także Rasmus Carstensen, wypożyczony zawodnik, który ma rywalizować o miejsce w składzie z Joëlem Pereirą – gwiazdą Ekstraklasy. Duńczyk nie potrzebował czasu na aklimatyzację w nowym kraju, lidze czy drużynie. Od razu stał się czołowym obrońcą Kolejorza, sadzając Pereirę na ławce.
Największym zaskoczeniem był dla mnie jednak transfer 18-letniego Bartłomieja Barańskiego z Ruchu Chorzów. Co prawda przez najbliższe pół roku pozostanie on na wypożyczeniu w swoim dotychczasowym klubie, ale trzeba docenić, że Lech w końcu sięga po wyróżniającego się w 1. Lidze młodego Polaka. Czy to oznacza odejście od filozofii, według której w pierwszej drużynie mogą grać tylko młodzi Polacy wychowani w akademii Lecha? A może to tylko wyjątek i wyciągnięcie ręki do zawodnika, który już był w klubie? Mam nadzieję, że to pierwsza opcja.

Transferem, który w ogóle mnie nie zaskoczył, jest natomiast Mario González. Po długiej sadze transferowej z Aune Heggebo poznaniacy zdecydowali się na sprowadzenie Hiszpana, o którym trudno cokolwiek powiedzieć, bo na razie rozegrał zaledwie 11 minut na 270 możliwych. Nie wróżę mu kariery w Poznaniu – prawdopodobnie będzie to kolejny transfer napastnika na pół roku, jakich w Lechu było już mnóstwo.
Równie ważne, co transfery przychodzące, są te dotyczące odejść. Lech pozbył się Andersona, Lončara i Hoffmana. Filip Szymczak w końcu udał się na wypożyczenie do Katowic, gdzie – miejmy nadzieję – piłkarsko odżyje.

No i wisienka na torcie: z klubu odszedł mój „ulubieniec” Adriel Ba Loua. Jakieś trzy lata za późno. Nie chcę się nad nim pastwić, bo może prywatnie to w porządku człowiek, ale dla mnie był symbolem wszystkich grzechów Lecha Poznań w ostatnich latach. Ściągnięcie słabego zawodnika za duże pieniądze, podpisanie z nim bardzo wysokiego kontraktu, brak umiejętności przyznania się do błędu i pozbycie się go z klubu zdecydowanie za późno – to klasyczny przykład nieudanej polityki transferowej. Na szczęście wygląda na to, że Kolejorz zaczyna od tego odchodzić, czego dowodem jest szybkie rozstanie z Hoffmanem i Lončarem. Stawiano na niego, bo „może w końcu odpali”, ale to się nigdy nie wydarzyło. Katastrofalny transfer Lecha, dlatego cieszę się, że wreszcie go tu nie ma.

Po meczu inauguracyjnym z Widzewem (4:1) drużyna Frederiksena była wychwalana, za to po dwóch kolejnych porażkach najwięksi panikarze głosili, że mistrzostwo już uciekło z Poznania. Następnie dwie wygrane, w tym wysokie wyjazdowe zwycięstwo z Pogonią (0:3). Jak ocenić ten start i czy „Kolejorz” jest na właściwych torach?

- Nie można ocenić tego startu pozytywnie. Co prawda w dobrym stylu pokonaliśmy, jak się później okazało, żałośnie słaby Widzew, ale jeśli grasz o mistrzostwo Polski, nie możesz jechać do Gdańska i przegrywać w tak beznadziejnym stylu, jak zrobił to Lech. Następnie ponosimy kolejną porażkę u siebie z Rakowem Marka Papszuna. Poprzednie mecze z jego zespołem – niezależnie od tego, kto prowadził Lecha – wyglądały zawsze tak samo: wysoki pressing częstochowian, przegrana walka o środek pola, gol dla przyjezdnych po dośrodkowaniu i walenie głową w mur przez Lecha przez resztę spotkania. Cieszy fakt, że drużyna złapała moment rozpędu, i można mieć nadzieję, że po zwycięstwach nad Zagłębiem i Pogonią pójdzie za ciosem, notując serię trzech, czterech kolejnych wygranych. Jednak sam początek rundy i zdobycie 9 punktów na 15 możliwych nie jest dla mnie satysfakcjonujące. Od Lecha oczekuję 12–13 punktów w starciach z takimi rywalami, szczególnie, że była okazja, by odskoczyć reszcie stawki. Na ten moment, mimo efektownego zwycięstwa nad Pogonią, Lech mnie nie przekonuje. Jeśli pokona Stal, powiem, że jest na właściwych torach. Jeśli dołoży do tego wygraną w następnej kolejce w Białymstoku, wtedy uznam, że pędzi po tych torach wprost po mistrzostwo.

Podczas jesiennej wypowiedzi dla Wrzutki na pytanie o cel Lecha w sezonie 2024/25 odpowiedziałeś jasno – mistrzostwo. Na jedenaście kolejek przed końcem ekipa z Poznania przewodzi ligowej tabeli, czując jednak mocny oddech Rakowa i Jagiellonii. Kto wygra ten wyścig, i dlaczego Lech?

- Pozwolę sobie odpowiedzieć na to pytanie metodą eliminacji. Raków nie zdobędzie mistrzostwa, ponieważ w mojej filozofii życiowej suma szczęścia zawsze wynosi zero. W rundzie jesiennej Medaliki swoimi zwycięstwami w doliczonym czasie doprowadzali do szewskiej pasji kibiców Lecha, Jagiellonii, Legii i wszystkich innych klubów czekających na ich potknięcie. Nie wierzę, że w drugiej części sezonu częstochowianie będą mieli tyle samo szczęścia, zwłaszcza że ich styl gry praktycznie się nie zmienił. To nadal ten sam, momentami ciężkostrawny futbol Marka Papszuna.

Jagiellonia może mieć nieco większe szanse, ponieważ nie musi liczyć na łut szczęścia – po prostu gra znakomitą piłkę. Nie sądzę jednak, by Jagiellonia, rywalizując (mam nadzieję, że jak najdłużej) zarówno w Lidze Konferencji, jak i w Ekstraklasie, była w stanie utrzymać wysoką formę na obu frontach. Dodatkowo zespół z Białegostoku w końcu musi złapać słabszy okres – pytanie tylko, jak szybko trener Adrian Siemieniec sobie z nim poradzi.

Podsumowując, wykonałem wystarczająco dużo fikołków intelektualnych, by uznać, że mistrzem zostanie Lech. A tak na poważnie – mam ogromne zaufanie do duetu Frederiksen & Tjelmeland. Nawet jeśli kibice często nie zgadzają się z wyborem pierwszej jedenastki czy decyzjami dotyczącymi zmian w trakcie meczu, odnoszę wrażenie, że ta dwójka doskonale wie, co robi. Wierzę, że przygotowali oni drużynę na serię zwycięstw pod koniec sezonu i dowiezienie pierwszego miejsca w tabeli.

Wiosną Mikael Ishak ustrzelił już dwa dublety, a łącznie ma 14 ligowych trafień, co stanowi drugi wynik Ekstraklasy po Koulourisie (15). Czy właśnie on będzie liderem prowadzącym do mistrzostwa?

- W języku niemieckim istnieje świetne słowo – Jein, czyli połączenie „tak” (Ja) i „nie” (Nein). Już spieszę z wyjaśnieniem. Jeśli ktokolwiek ma poprowadzić Lecha Poznań do mistrzostwa w tym sezonie, to tylko Mikael Ishak. Szwed jest niekwestionowaną, żywą legendą tego klubu – jego sercem i charakterem. Trzymam kciuki za jego zdrowie, bo brak Ishaka w składzie oznacza dla Lecha nie tylko ogromną stratę pod względem piłkarskim, ale przede wszystkim mentalnym.
Jednak Lech nie może opierać wszystkiego na swoim kapitanie. Jemu również zdarzają się słabsze mecze, a jakościowego zmiennika, jak się wydaje, po prostu brakuje. W takich momentach to zawodnicy tacy jak Afonso Sousa, Ali Golizadeh czy Patrik Walemark muszą brać na siebie ciężar gry i swoją jakością wygrywać mecze dla Lecha. W spotkaniach z Legią, Koroną czy ostatnio z Widzewem pokazali, że potrafią to robić – i mam nadzieję, że przez resztę sezonu będą to dalej udowadniać.

Jak oceniłbyś potencjał kadrowy w Poznaniu? Lech, wydaje się, utrzymał wszystkich kluczowych zawodników, a ponadto wypożyczony z FC Köln Rasmus Carstensen, notuje bardzo dobre wejście do zespołu.

- W bramce mamy najlepszego zawodnika na tej pozycji w lidze. Mam wrażenie, że Bartosz Mrozek z rundy na rundę staje się coraz lepszy.
Na prawej obronie występuje Joel Pereira – najlepszy prawy obrońca Ekstraklasy, który, o ironio, został posadzony na ławce przez wspomnianego przez Ciebie Rasmusa Carstensena. W środku defensywy lideruje Antonio Milić, który tworzy duet z Alexem Douglasem oraz Bartkiem Salamonem. Środek pola wydaje się dobrze obsadzony. O miejsce w składzie rywalizuje czwórka solidnych zawodników: Murawski, Kozubal, Thórdarson i Jagiełło. Moim zdaniem to świetna mieszanka młodości i doświadczenia. Trzeba jednak szczerze przyznać, że na ten moment transfer Jagiełły jest sporym rozczarowaniem. Lech ma również dużą konkurencję na skrzydłach: Håkans, Golizadeh, Hotić, Walemark – choć ten ostatni ma tendencję do rozegrania spektakularnego meczu, a potem wypadnięcia na jedno lub dwa spotkania z powodu urazu. Za Afonso Sousę mogą grać wspomniany Ali Golizadeh lub Dino Hotić, który po prywatnych problemach wraca do składu. Wielu kibiców sądziło, że został skreślony przez duńskiego trenera, co ostatecznie okazało się nieprawdą.

W ataku mamy Mikaela Ishaka, którego próbuje – na razie nieskutecznie – p González. Jeśli miałbym wskazać słabe punkty kadry Kolejorza, to – podobnie jak jesienią – brak jakościowego zmiennika dla Ishaka pozostaje problemem. Celowo pominąłem również lewą obronę, ponieważ uważam, że to kolejny słaby punkt w walce o mistrzostwo. Michał Gurgul przeplata solidne występy ze słabszymi. Nie twierdzę, że to zły piłkarz, ale jeśli grasz o mistrzostwo, nie możesz przez cały sezon bazować na młodym zawodniku – a młodzi zawsze mają trudności z wahaniami formy, co widać na przykładzie właśnie Gurgula, Kozubala czy Alexa Douglasa. Stąd ostatnie eksperymenty Frederiksena z wystawianiem Pereiry lub Milicia na lewej obronie.

Klasycznie zapytam o piłkarzy, którzy grali w Mielcu – Bartek Mrozek to kluczowa postać defensywy Lecha, czego nie można powiedzieć o Maksymilianie Pingocie, który raczej rzadko kiedy dostaje okazję do gry. Powiedziałbyś dwa słowa o każdym z nich?

- Tak jak wspomniałem wyżej, Bartek Mrozek jest dla mnie najlepszym bramkarzem w całej lidze. Jego jedynym mankamentem jest gra nogami, ale w Poznaniu mieliśmy już bramkarzy, którzy potrafili zagrywać fantastyczne piłki na całe boisko, lecz nie do końca radzili sobie z bronieniem. Zdecydowanie wolę ten pierwszy typ bramkarza, jakim jest Mrozek.
Jeśli chodzi o Maksa Pingota, miałem nadzieję, że powalczy z Michałem Gurgulem o miejsce w składzie na lewej obronie lub będzie naciskał na Antonio Milicia. W tym sezonie rozegrał solidne 45 minut w wyjazdowym meczu z Zagłębiem Lubin, beznadziejne spotkanie z Resovią Rzeszów w Pucharze Polski i przeciętny występ przeciwko Motorowi Lublin w Poznaniu. Szkoda, bo Maks z pewnością ma potenciał, aby regularnie grać w Ekstraklasie, lecz najwyraźniej stracił zaufanie trenera Frederiksena.

Jak wygląda sytuacja kadrowa w „Kolejorzu” – kto nie zagra w sobotę?

- Nie licząc Filipa Dagerståla, wszyscy zawodnicy Lecha są zdrowi. Jednak klub przyzwyczaił nas do tego, że rzadko udziela informacji na temat stanu zdrowia swoich piłkarzy przed meczem. Jednym z największych znaków zapytania pozostaje występ Patrika Walemarka, którego zabrakło w kadrze meczowej na spotkanie w Szczecinie.

Jesienią trafnie wytypowałeś wynik meczu i strzelców (0:2 dla Lecha) – jak będzie tym razem? Jakiego meczu się spodziewasz?

- Tym razem spodziewam się takiego samego wyniku, ale na korzyść gospodarzy. Lech wygra 2:0 po bramkach Ishaka i Sousy. Chciałbym, aby goście z Mielca nie bali się i podeszli wysoko, agresywnie pressując, bo w otwartym meczu Lech miałby zdecydowanie łatwiejszą drogę do zdobycia bramek. Nikogo nie zaskoczy, jeśli powiem, że spodziewam się raczej cofniętej do własnego pola karnego Stali i Lecha prowadzącego grę w ataku pozycyjnym. To będzie trudny mecz, ale Lech powinien poradzić sobie u siebie i utrzymać pozycję lidera.

Dzięki wielkie za rozmowę i poświęcony czas. Powodzenia, niech wygra lepszy!

- Ja również dziękuję! Całej społeczności Stali Mielec życzę utrzymania w Ekstraklasie w tym sezonie, a sobie – mistrzostwa dla Lecha. Niech wygra lepszy!
Tomasz Martyński 

Fot. Własne

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *