WRZUTKA

—ZE SPORTEM NA TY—

Czas na porządki w wykonaniu Stali Stalowa Wola! [1/3]

Za nami 19 kolejek na zapleczu Ekstraklasy w wykonaniu Stali Stalowa Wola. Podopieczni Ireneusza Pietrzykowskiego, jak można było przewidzieć, zderzyli się z brutalną rzeczywistością. “Kopciuszek” z Podkarpacia, z dorobkiem zaledwie 11 punktów, znajduje się w strefie spadkowej. Do bezpiecznej pozycji zielono-czarnym brakuje aż sześciu oczek. Sytuacji nie poprawiają zawirowania na najwyższych szczeblach klubu. Wydaje się, że współpraca między Wiesławem Siembidą, a trenerem jest już niemożliwa – to „małżeństwo” pilnie potrzebuje rozwodu.

Na początku tygodnia odbyło się spotkanie trenera z Radą Nadzorczą które zakończyło się decyzją o kontynuacji współpracy. Było to zgodne z przewidywaniami, a prezes klubu nie odgrywa kluczowej roli w tej sprawie. Taki stan rzeczy tylko podkreśla trudności, przed którymi stoi klub w walce o utrzymanie. Starałem się przeanalizować tę rundę pod kątem formacji i zidentyfikować obszary, w których można szukać ewentualnych wzmocnień. Jeśli chodzi o te transfery, muszą to być transfery jakościowe, a nie ilościowe ponieważ limit błędów w tym zakresie wydaje się być już wyczerpany.

Bramkarze:

Kiedy ogłoszono, że Adam Wilk przenosi się z Krakowa do Stalowej Woli, wiele osób podkreślało, że to jakościowy golkiper, a Mikołaj Smyłek może zacząć obawiać się o swoje miejsce między słupkami. Początkowo zapewniano, że nie będzie podziału na bramkarza numer jeden, jednak wydaje się, że gdzieś popełniono błąd w tej strategii. Po kilku słabszych meczach Smyłek został zastąpiony przez Adama Wilka, który w wielu spotkaniach pokazał, że nieprzypadkowo znalazł się wcześniej w Cracovii. Forma Wilka zaczęła jednak spadać pod koniec rundy, ale było to odzwierciedleniem ogólnego “zjazdu” całego zespołu. Tymczasem Mikołaj Smyłek trafił na listę transferową, co jasno pokazuje, że sentymenty w klubie zostały odstawione na bok. Golkiper, który bronił barw Stalowej Woli od lipca 2021 roku, musi w zimie poszukać nowego klubu. Na szczęście dla „Mikiego” zainteresowanie jego usługami wydaje się być spore.

Rotowanie bramkarzami trzeba sobie jasno powiedzieć – nie wypaliło. Do momentu, gdy nie było numeru jeden na linii, panowała również niepewność wśród defensorów. Gdy postawiono wyłącznie na Adama Wilka, wszystko zaczęło wyglądać lepiej, więc jak widać, zarówno w Stali, jak i w reprezentacji Polski, rotowanie bramkarzami nie przynosi pozytywnych rezultatów. Odejście Mikołaja Smyłka na pewno poruszyło niejednego, jednak nie możemy spoglądać w przeszłość, a musimy patrzeć w przyszłość. Dla piłkarza, jak i dla Stali, to było najlepsze rozwiązanie z możliwych.

Obrona:

37 straconych goli przez zespół w 19 spotkaniach woła o pomstę do nieba, ale czy za wszystkie należy winić defensorów Stali? Wydaje mi się, że nie do końca. Po ciężkim początku sezonu i sporym rotowaniu w tej formacji, ta ustabilizowała się i grała praktycznie tymi samymi nazwiskami. 

Bartłomiej Kukułowicz, który do „Stalówki” trafił pod koniec okienka transferowego, po słabym debiucie można powiedzieć, że rozegrał przyzwoitą rundę. Naturalnie, nie obyło się bez błędów w końcówce sezonu, gdyż możemy go winić za stracone bramki przeciwko Wiśle Kraków i Arce Gdynia, ale na ten moment świetnie dostosował się do ofensywnie usposobionego stylu gry Stali, który poruszę również w końcówce tego wątku.

Środek to Jakub Banach, który po otrzymaniu opaski kapitana był wszędzie na boisku. Naprawiał błędy kolegów, a przy okazji kilkukrotnie znajdował się pod polem karnym rywali, gdzie przy większym szczęściu mógł trafić do bramki. Ostatnim z tej trójki jest Łukasz Furtak, który rozegrał naprawdę solidną rundę. Nie obyło się też bez błędów, ale nie myli się tylko ten, kto nic nie robi.

Koniec słodzenia, czas przejść do gorzkiej czekolady. Zacznijmy od Damiana Oko, który przyszedł do nas z Zagłębia. Wiadomo było, że jest to piłkarz kontuzjogenny – prawda jest taka, że gdyby nie kontuzje, prawdopodobnie nie trafiłby nigdy do Stali. Damian zostaje z nami na kolejną rundę, ale dla niego będzie to najprawdopodobniej runda”być albo nie być”.

Nie można również zapomnieć o naszym kapitanie, Jakubie Kowalskim, który dwukrotnie poprowadził nas do awansu. Prawdą jednak jest, że „peselu nie oszukasz”. Popularny „Kowal” ma na swoim koncie zaledwie 584 minuty, a od momentu, gdy trójka z tyłu ustabilizowała się, nie powąchał boiska nawet przez minutę. Ostatnio doszedł do tego złamany palec u nogi, a na wiosnę, kiedy będzie toczyła się walka o ligowy byt, raczej nie ujrzy murawy (aktualizacja – Kuba został nowym Dyrektorem Sportowym klubu!)

Czas na piłkarzy, którzy opuszczą Stal. Pierwszym z nich jest Dominik Jończy, który był u nas zaledwie pół roku i nie przekonał do siebie nikogo, a opinie przed transferem po prostu się potwierdziły. Poza atutami fizycznymi Dominik nie pokazał nic godnego uwagi, wręcz przeciwnie. Często był zapalnikiem w meczach i zdarzały mu się podstawowe błędy, jak na przykład podczas pucharowego spotkania z Olimpią Elbląg.

Borys Freilich przychodził do nas z rezerw Pogoni Szczecin i podobnie jak Bartosz Tomaszewski, który trafił do nas z Lecha Poznań. Według opinii wielu, Borys przed długotrwałą kontuzją był bliski gry w pierwszej drużynie Pogoni. Po powrocie jednak jego umiejętności już nie rokowały na tyle wysoko, by liczył się w pierwszym składzie, więc dano mu opcję odejścia. Przeniósł się na drugą stronę Polski, gdzie niestety zderzył się ze ścianą, a trener sam podkreślał kilkakrotnie, że przeliczył się o umiejętności, jeśli chodzi o byłego defensora Stali.

Jeśli chodzi o Bartosza Tomaszewskiego, wydawało się, że Stalowa Wola może być dobrym miejscem dla niego, by łapał minuty – tak się jednak nie stało. Przyczyn jest kilka, a przede wszystkim drobne kontuzje, które łapał w momencie, gdy miał szansę na grę. Gdy był już dostępny, u nas wyklarowała się trójka podstawowych defensorów, a Bartosz stał się szóstą, a czasem dopiero siódmą opcją do wyboru.

Jest to formacja, która wymaga wzmocnienia, ponieważ, nie ujmując nikomu, potrzebne jest tam większe doświadczenie na tym poziomie rozgrywkowym, a co za tym idzie – także lepsze umiejętności. W momencie, gdy zabrakło któregoś z trójki obrońców grających z tyłu, wszystko dosłownie „się sypało”. Zmiennicy nie byli w stanie zapewnić tej samej jakości i pewności w obronie, co pokazał m.in. mecz z Arką Gdynia. Zawodnicy z tej formacji, którzy zostali ściągnięci latem, nie spełnili pokładanych w nich nadziei, a szybka weryfikacja spowodowała, że wiosną zobaczymy sporo nowych twarzy w tym zespole. W następnej części przeanalizujemy pomoc i naturalnie atak.

J.J

Fot.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *